Trzy lata temu rozpoczęła się wojna. 

Wszyscy z przerażeniem oglądaliśmy kolumnę rosyjskich czołgów zmierzających do Kijowa.

To był moment, w którym nasze życie się zmieniło, a strach zagościł w sercach milionów ludzi. Telewizyjne relacje ukazywały zniszczenia, chaos i beznadzieję, które szybko zaczęły ogarniać Ukrainę.

Wkrótce potem, nasze myśli skierowały się na cierpienie ludzi, którzy musieli uciekać ze swoich domów.

Chwilę później na granicy zaczęły pojawiać się długie kolejki uchodźców.

Wśród nich były dzieci, kobiety, a także starsze osoby. Wszystkich łączył jeden wspólny element – strach o przyszłość. Uchodźcy z gasnącymi nadziejami w oczach, losy których zdawały się zależeć od odległych decyzji, zaczęli przybywać do Warszawy. 

Z każdym dniem ich liczba rosła, a my stawaliśmy przed wyzwaniem, by nie tylko zrozumieć ich smutek, ale również im pomóc.

Nieco ponad trzy miesiące później, wsiadaliśmy w samochody z pomocą, kierując się na wschód, do Zaporoża. Naszą misją była dostawa żywności, higieny dla tych, którzy stracili wszystko.

W drodze do Zaporoża napotykaliśmy poważne trudności – brak paliwa na stacjach, częste kontrole wojskowe. Jednak każda przeszkoda tylko wzmacniała naszą wolę i przekonanie, że nasza misja ma sens. W pewnym momencie dotarliśmy do Hulajpola, miasta, które znajdowało się na granicy działań wojennych. Tuż przed wjazdem dostaliśmy kamizelki taktyczne. Dopiero wtedy uświadomiliśmy sobie, jak blisko jesteśmy prawdziwego niebezpieczeństwa.

Pierwsze, co ujrzeliśmy, to zniszczenia – zdewastowane domy, które przez lata były schronieniem dla rodzin, teraz leżały w gruzach. 

W miarę jak dotykaliśmy tej trudnej rzeczywistości, na horyzoncie pojawiali się ludzie, którzy powoli wychodzili z piwnic, w których byli zmuszeni ukrywać się przed ostrzałem. Ich wdzięczność, gdy przyjmowali nasze wsparcie, była poruszająca. Zdecydowanym krokiem wracali do miejsc, które kiedyś były ich domami, prostując się jakby w geście oporu. Ktoś z przerażeniem w oczach prosił: poczekajcie na moją sąsiadkę, ona zaraz przyjdzie! 

Nie mogę zapomnieć zapachu pierwszej piwnicy, do której weszliśmy. Ciemność, wilgoć, stęchlizna – te doznania były wszechobecne. W środku zobaczyliśmy łóżka postawione na cegłach, a w rogu, wpatrzony w nas, stał 11-letni chłopiec. Jego niepewne oczy błagały o dodatkowy pakiet dla babci, a jego niewinność ukazywała całą tragedię sytuacji.

Od tamtej pierwszej misji humanitarnej odwiedziliśmy Ukrainę kilkadziesiąt razy.

W międzyczasie wielokrotnie znaleźliśmy się w naprawdę trudnych sytuacjach. Przeżyliśmy obstrzały i bombardowania. Raz uciekaliśmy przed ostrzałem, który był wymierzony dokładnie w nas. To doświadczenie było trudne do opisania; emocje i napięcie zdawały się wypełniać powietrze dookoła nas.

Mimo strachu, zawsze czuliśmy się chronieni. Czuliśmy parasol modlitw setek ludzi modlących się o nas. 

Kiedy myślę o tej misji, nie chcę skupić się na liczbach, chociaż one mówią same za siebie. Ponad 1300 ton żywności dostarczonych bezpośrednio do ludzi w miejscowościach przy froncie, prawie 200 generatorów, kilka tysięcy par butów i kurtek zimowych, kontenery ubrań – to wszystko to tylko kropla w morzu potrzeb.

Ostatni rok przyniósł zmiany w naszej służbie.

W pewnym momencie zrozumieliśmy, że nie jesteśmy w stanie całkowicie zastąpić pomocy socjalnej. Nawet dostarczanie 50 ton żywności miesięcznie wydawało się jedynie kroplą  w obliczu ogromu dramatów, które miały miejsce. 

Zaczęliśmy przywozić coś więcej niż chleb – przesyłaliśmy nadzieję i miłość naszego Pana i Zbawiciela. 

Skoncentrowaliśmy się na najbardziej potrzebujących i najbiedniejszych pochodzenia żydowskiego, narodu, któremu czujemy się powołani pomagać.

To nie znaczy, że ograniczamy się wyłącznie do naszych braci. Na początku tego roku udało nam się zorganizować ogromną pomoc dla półtora tysiąca dzieci w Nikopolu i razem z naszymi przyjaciółmi organizujemy kolejne projekty. 

Dzięki wsparciu wielkiej rodziny wierzących na całym świecie, byliśmy w stanie kontynuować naszą misję.

Jesteśmy zdeterminowani, aby dalej pomagać, bo to, co przeżyliśmy w ciągu tych trzech lat, stało się też sensem naszego życia. 

Mamy nadzieję, że poprzez nasze działania, będziemy mogli przynieść nieco światła do tego ciemnego świata, w którym tak wielu ludzi wciąż walczy o przetrwanie.

Newsletter

CZYTAJ